Wawrzyniec Szymczakowski (1886-1953)

Wawrzyniec Szymczakowski urodził się w Zagrobie, gmina Bielsk 17 lipca 1886 roku. Na początku XX wieku los rzucił go do Petersburga gdzie grał w carskiej wojskowej orkiestrze. Do dziś zachowały się jego zapiski nutowe z 1910 roku. Wspominał rodzinie jak to musiał marznąć na 20 stopniowym mrozie, czekając wraz z orkiestrą na carskich dostojników. W okresie pierwszej wojny światowej był w niemieckiej niewoli. Z tego okresu pozostała mu dobra znajomość języka niemieckiego.
Do Radziwia sprowadził się w 1927 roku z Koziebród k/Raciąża, wraz z żoną Leokadią i czwórką dzieci. W Koziebrodach nie było szkoły średniej a Wawrzyniec chciał kształcić swoje dzieci. Zakupił w Radziwiu ziemię oraz dom i objął posadę organisty w Parafii św. Benedykta. Organistą był tu aż do swojej śmierci, to jest do 30 listopada 1953 roku.
Był wielkim miłośnikiem kościelnego śpiewu chóralnego. Przez większy okres swojej pracy prowadził w Radziwiu chór parafialny. Osiągnięcie i utrzymanie bardzo wysokiego poziomu wykonawczego było wynikiem ciężkiej pracy całego chóru. Próby odbywały się pięć razy w tygodniu: poszczególne głosy przez cztery dni a piątego dnia próba ogólna. Lata czterdzieste i wczesne pięćdziesiąte to lata największego rozkwitu chóru. Bywało, że śpiewało w nim 100 osób. Przy tej liczbie chórzystów chór wykonywał piękne utwory, nawet na osiem głosów. Był to chór mieszany, panie i panowie, panny i kawalerowie. Niektórzy z uśmiechem wspominają, że dla niektórych panien, poza potrzebą śpiewania, pojawiała się możliwość znalezienia sobie śpiewającego męża. I znajdywały. Większość z chórzystów już nie żyje. Wymieńmy kilka nazwisk z podziałem na głosy:
Soprany: Maria Bieniek-Wysokińska, Teresa Fuz-Rogoza, Maria Chmura-Malesa, Janina Misiak-Nowak, Maria Gościniak-Zalewska, Regina Żółtowska-Jarzyńska, Maria Mikołajczyk, Janina Bromke-Kopycińska, Teresa Niedbała-Nowak, Lucyna Misiak, Zofia Szymczakowska-Chyba.
Alty: Józefa Fuz, Władysława Fuz, Wiesława Misiak-Małachowska, Barbara Chyba-Chojnacka, Janina Jędrzejewska.
Tenory: Piotr Małkiewicz, Stanisław Nowicki, Kazimierz Bromka, Antoni Fuz, Henryk Niedbalski, Jan Gościniak, Mieczysław Chyba. Basy: Józef Kudlikowski, Józef Zalewski, Zygmunt Fuz, Wacław Kubicki, Wacław Chyba, Zygmunt Jarzyński.
Inni członkowie chóru to: Maksymilian Nowak z żoną Marianną, Bolesław Nowak z żoną Martą (miała piękny sopran i wykonywała partie solowe), Jadwiga Gościniak (żyjąca do dziś), Michalina Flakowa, Longina Małkowska, Stefania Ziółkowska, i wiele innych.
Chór śpiewał pasterkę w Boże Narodzenie, Jutrznię w święto Wielkiejnocy i responsoria w święto Bożego Ciała. Gdzieś na początku lat pięćdziesiątych chóry z różnych miejscowości diecezji wykonywały w Płockiej Katedrze kolędy na głosy. Chór z Radziwia zajął wówczas pierwsze miejsce. Znakomite brzmienie chóru brało się z tego, że w chórze śpiewało dużo ludzi młodych. Utarł się miły zwyczaj, że młodym pannom, chórzystkom, wychodzącym za mąż, chór śpiewał Veni Creator i inne pieśni weselne i marsze. Oczywiste jest, że tak liczny chór wymagał dużej ilości kompletów nut. Nie było wówczas kserografów więc przepisywane były one ręcznie przez organistę i jego dzieci.
W okresie niemieckiej okupacji kościół był nieczynny. Niemcy zamienili go na magazyn wojskowy. Chór też przerwał swoją działalność. Po zakończeniu wojny chór bardzo szybko wznowił pracę. Już na święta Wielkanocne 1945 roku W. Szymczakowski zaprosił chórzystów na lekcję śpiewu. Ta pierwsza po wojnie próba odbyła się w budynku przy ulicy Kolejowej. Dom był chwilowo niezamieszkały. Nie było szyb w oknach. To był dom, gdzie później mieszkali pp. Tomasikowie. Po tej próbie chór bardzo szybko rozrósł się.
Po śmierci Wawrzyńca Szymczakowskiego organistą został Mieczysław Piechocki, który przybył z Glinojecka. Człowiek równie pracowity – podjął się prowadzenia chóru.
Wawrzyniec Szymczakowski był człowiekiem bardzo pracowitym. Oprócz tego, że był organistą to przy domu miał duży ogród kwiatowy, warzywny i owocowy, gdzie rosły między innymi: morele, brzoskwinie i winogrona. Poza tym posiadał pasiekę i uprawiał cztery hektary ziemi, dającej zawsze znakomite plony. Członkowie chóru zapraszani byli na słodkie miodowe podwieczorki.
Żona Wawrzyńca - Leokadia dzielnie mu w tym pomagała. Praca domowa to była bardzo ciężka praca. Nie było pralki, lodówki, wody z kranu, łazienki.
Mieli liczną rodzinę – ośmioro dzieci: Celinę, Urszulę, Kazimierza, Jerzego, Danutę, Zofię, Barbarę i Andrzeja. Bardzo chciał i dbał o to aby się kształciły. Ciężko pracował aby ten zamiar zrealizować. W zimowe wieczory dzieci pisały pod jego kierunkiem dyktanda i ćwiczyły kaligrafię.
Najstarsza córka Celina przed 1939 rokiem pracowała w Akcji Katolickiej w Równem na Wołyniu. Gdy wojna się skończyła udzielała się społecznie w Radziwiu. Zgromadziła sporą grupę dziewcząt i chłopców, nauczyła różnych ludowych tańców i w remizie strażackiej przy ulicy Kolejowej, w okresie letnim, w niedziele, młodzież ta tańczyła na scenie, aby uprzyjemnić czas mieszkańcom. Poza tym wyjeżdżali do pobliskich wsi i tam również dawali przedstawienia. W tamtych czasach w Radziwiu było dużo rolników, którzy mieli wozy drabiniaste. Tymi wozami cała grupa wyruszała poza Płock.
Sam Wawrzyniec Szymczakowski ukochał nie tylko śpiew chóralny. Bardzo bolał nad nierównym śpiewem parafian w kościele. Zdarzało się, że po skończonym nabożeństwie schodził z chóru, prosił ludzi żeby się chwilę zatrzymali i uczył ich właściwego śpiewania.
Kupił też sobie pewnego razu harmonię (akordeon). Brał wówczas rower, harmonię na plecy i najczęściej w niedziele jeździł do Popłacina. Szukał głosów po domach lub zapraszał młodzież do szkoły i tam uczył też ich śpiewu.
Zniszczone, podziurawione przez korniki, stojące z boku na chórze w radziwskim kościele organy służyły kiedyś Szymczakowskiemu do akompaniowania na próbach chóru w jego domu.
Do obowiązków organisty należało też sporządzanie akt parafialnych. Wypełniał je pismem o pięknym charakterze. Kiedy we wrześniu 1939 roku zaczęły spadać bomby z niemieckich samolotów, najpierw na most, elektrownię nie zapomniał o księgach zwierających akta parafialne, postanowił je uratować. Przy pomocy swoich synów poukładał je starannie w wielkiej drewnianej skrzyni i zakopał w ziemi. Dzięki temu ocalały, podczas gdy drewniana organistówka – dom, gdzie mieszkała rodzina organisty – spłonęła.
W okresie okupacji niemieckiej kościół był nieczynny, nie było pracy dla organisty a z samej ziemi nie dało się wyżyć. Na chleb zarabiała więc czwórka najstarszych dzieci. Pracowali w płockiej mleczarni przy obecnej Alei Jachowicza. W tych ponurych czasach, na początku okupacji, miał miejsce incydent w którym udział Szymczakowskiego być może przyczynił się do uratowania życia kilku radziwiakom. Działo się to w rejonie ulicy Dobrzykowskiej. Niemcy zmusili kilku mężczyzn, mieszkańców Radziwia, do przeniesienia ciężko rannego Niemca. W czasie transportu ranny zmarł. Szymczakowski znalazł się w pobliżu gdy Niemcy repetowali broń by na Bogu ducha winnych ludziach pomścić zmarłego. Ponieważ znał język niemiecki odważnie zwrócił Niemcom uwagę, że ci ludzie nie są winni śmierci ich kolegi. Niemcy zrezygnowali ze zbrodniczego zamiaru. Szymczakowski zawsze z należytym szacunkiem odnosił się do swoich przełożonych księży proboszczów Franciszka Giergielewicza i Aleksandra Strużyńskiego. Wszelkie uwagi przyjmował z pokorą, milcząc i z pochyloną głową. Kiedy pracowali, byli zajęci – nie nalegał. W stosunku do chórzystów, ludzi często młodych, skorych do psot, zachowywał spokój i zwykle tylko apelował „proszę o ciszę”.
Była jeszcze jedna karta w życiu organisty Szymczakowskiego. Przed wojną mieszkał w Radziwiu młody niewidomy człowiek, który po skończeniu szkoły w Laskach był bez zawodu. Wawrzyniec Szymczakowski nauczył go gry na organach. Specjalnie dla niego nuty do nauki przepisywane były metodą brajlowską. Stefan Kubicki, bo to był on, objął później posadę organisty w Święcieńcu.
Wawrzyniec Szymczakowski nie żyje już od 51 lat ale pamięć o nim trwa u wielu starszych osób w Parafii, a szczególnie u chórzystów i ich rodzin. W Płocku, w środowiskach muzycznych mówi się o wyjątkowych zdolnościach radziwiaków do śpiewu i muzyki. Sądzę, że organista Szymczakowski ma w tym swój duży udział.


Na podstawie relacji pani Zofii Chyby, córki Wawrzyńca Szymczakowskiego i wielu innych osób opracował Bogusław Osiecki
Płock-Radziwie, 15 maja 2004 roku