Jan Marek Róża Lajourdie (1797-1881)

„Miłośnik Wisły, przyrody i wielki humanista” – słowa przepisane z płyty nagrobnej bohatera niniejszej pracy streszczają właściwie główne cele i zajęcia życia wielkiego inżyniera. Poświęcił je Wiśle, miastu Płock i Radziwiu. Ten Francuz, który z wyboru stał się Polakiem, mimo, że do końca nie nauczył się dobrze mówić po polsku umarł otoczony szacunkiem i pamięć o nim zachowała się do dziś szczególnie w Radziwiu, w którym mieszkał 44 lata. Do dziś znajduje się tam jego grób odnowiony w stulecie śmierci przez rodzinę, parafian i księdza prałata Aleksandra Strużyńskiego.
W jaki sposób tak wykształcony człowiek, obdarzony olbrzymim talentem do nauk inżynieryjnych, łączący w sobie umysł ścisły z zamiłowaniem do malarstwa, wreszcie pochodzący z kraju o wyższej niż ówczesny zabór rosyjski kulturze i dorobku cywilizacyjnym znalazł się w Płocku? Spróbuję odpowiedzieć na to pytanie. Jan Marek Lajourdie urodził się w 1797 roku w Narbonne w południowej Francji – mieście o ogromnej tradycji, pięknych zabytkach, położonym blisko Morza Śródziemnego. Od początku nasz bohater zdradzał chęć do nauki. Początkowo kształcił się w rodzinnym mieście, potem w Montpellier następnie wyjechał do Paryża, aby zdobyć wykształcenie w kierunku, który interesował go od dawna - inżynierii wodnej. W czasie, kiedy młody inżynier Lajourdie skończył z doskonałym wynikiem paryską szkołę budownictwa, w Królestwie Polskim podejmowano zakrojone na szeroką skalę roboty publiczne do których potrzebowano specjalistów. W roku 1826 wyjechał do Paryża inżynier Warszawy Klopman wysłannik polskiego ministra skarbu w celu ich znalezienia i zatrudnienia. Wśród zwerbowanych znalazł się 29 letni Lajourdie. Nie wiadomo czym kierował się przyjmując ofertę z dalekiego i bądź co bądź nieznanego kraju. Prawdopodobnie ten młody, wykształcony i mający już wtedy trochę praktyki w zawodzie Francuz nie chciał opuszczać rodzinnego kraju. Przyjmując ofertę pracy w Królestwie Kongresowym nie zdawał sobie sprawy, że już nigdy nie zobaczy Francji.
Po przybyciu do Warszawy mianowany został w 1827 roku konduktorem robót przy bulwarku w Solcu. Na tym stanowisku pozostawał do 1831 roku. Trzeba zaznaczyć, że czasy były wtedy niespokojne. W listopadzie 1830 roku doszło do wybuchu powstania przeciwko łamaniu postanowień konstytucji i ograniczaniu autonomii Królestwa Polskiego przez władze carskie. Działania wojenne trwały przez cały 1831 rok. We wrześniu padła Warszawa, rozpoczęły się represje, elita intelektualna kraju udała się na emigrację. Wszystkie te wydarzenia musiał obserwować nasz bohater. Pomimo tych faktów w roku 1832, czyli mniej więcej w czasie, kiedy likwidowana była konstytucja i autonomia Królestwa Lajourdie przyjmuje obywatelstwo swojego nowego kraju. Historia uśmiecha się do nas w tym momencie. Oto podczas gdy większość światłych Polaków udaję się na emigrację do Francji – Polakiem zostaje światły Francuz. Bez wątpienia wpływ na tą decyzję miało małżeństwo z Polką Józefą Odelską.
W tym samym czasie zostaje również awansowany na stanowisko konduktora przy budowie Kanału Augustowskiego. Na stanowisku tym zdobył niezwykle cenne doświadczenie, które dało mu w roku 1836 awans na stanowisko konduktora przy budowie mostu łyżwowego w Płocku.
Zadanie było niezwykle trudne. Most miał połączyć wysoki prawy brzeg, na którym leżał Płock z nisko leżącym Radziwiem. Dodatkowym utrudnieniem był ciągły ruch wszelkiego rodzaju statków, barek i berlinek na Wiśle. Kierownikiem robót został podpułkownik Urbański, z którym Lajourdie znał się od roku 1827 i od którego prawdopodobnie również wiele się nauczył. Prace nad budową mostu trwały prawie 3 lata i pochłonęły go tak bardzo, że osiadł z rodziną na stałe w Płocku. Owocem ciężkiej pracy był wykonany z drewna łyżwowy, pływający most. Długi na 850 metrów, szeroki na 10 metrów czynny był od wiosny do jesieni, w zimie wprowadzano go do pobliskiego basenu portowego w Radziwiu. Za przejście lub przejazd przez most trzeba było płacić „myto”. Opłaty uiszczały również statki, barki i berlinki dla których most „otwierano”, aby mogły przepłynąć. Posiadał on dwa pasy jezdni i dwa chodniczki dla pieszych. Z czasem zainstalowane zostały na nim lampy naftowe. W roku 1838 Lajourdie mianowany został inżynierem konserwacji mostu.
W roku 1841 otrzymał posadę inżyniera Wisły. Jego doświadczenie, wiedza ogromnie przydały się na tym stanowisku. W roku 1844 olbrzymia powódź nawiedziła okolice Płocka. Spiętrzenie wody sięgnęło 8,5 m. tj. około 5,34 m. ponad ówczesny średni stan roczny. Woda porywała wtedy drewniane domki w zalanych wioskach. Pojawiły się groźne zatory lodowe potęgujące grozę sytuacji. W tej sytuacji zagrożony był również most płocki. Ocaliła go przytomność umysłu i zdecydowanie inżyniera Lajourdie. Za swoją postawę otrzymał od rządu wysoką nagrodę pieniężną. 3 stycznia 1847 roku został pomocnikiem naczelnika objazdu rzeki Wisły. W roku 1850 otrzymał wysoka rangę sekretarza gubernialnego. Lajourdie zawsze wykonujący swoja pracę w sposób sumienny i profesjonalny w roku 1856 otrzymał odznaczenie za „20 lat służby nieskalanej”. Dwa lata później został radcą honorowym. Wreszcie w związku ze zniesieniem funkcji pomocnika naczelnika objazdu mianowano go konduktorem objazdu 4 stopnia Wisły. W 1860 roku ponownie został odznaczony, tym razem za „25 lat nieskazitelnej służby”. W styczniu 1868 roku na własną prośbę przeszedł na emeryturę. Miał wtedy 71 lat i przez cały czas swojej 35 letniej pracy ani razu nie brał urlopu. Nawet po przejściu na emeryturę wciąż interesowały go problemy Wisły, dużo czytał, specjalistyczną literaturę sprowadzał z Francji. Owocem tych zainteresowań jest zbiór 23 listów opublikowanych w latach 1883 – 1884 w Korespondencie Płockim. Listy te tworzą dzieło pt: „Regulacja Wisły”. Zawiera ono spostrzeżenia dotyczące wylewów Wisły, natury jej brzegów i sposobów ich ochrony. Zwraca w nim uwagę na ogromną rolę gospodarczą, jaką Wisła mogłaby pełnić gdyby nie zaniedbania władz dotyczące jej regulacji i wykorzystania.
Jan Marek Lajourdie był z wyboru Radziwianinem. To właśnie w Radziwiu spędził większość swojego życia. Według przekazów najstarszych jego mieszkańców i rodziny Lajourdie dom wielkiego inżyniera znajdował się na najwyższym punkcie tej obecnie dzielnicy Płocka, wtedy wsi. Wyglądał jak pałac, otoczony wspaniałym ogrodem do którego krzewy i kwiaty sprowadzał z Francji i innych krajów Europy. Kochał przyrodę a jego hobby stanowiło malarstwo, któremu poświęcał dużo czasu. Według rodziny Lajourdie zachowały się dwie akwarele przedstawiające Kanał Augustowski oraz dom w Radziwiu. Jego dziełem były również portrety rodzinne oraz pejzaże płockie, które zaginęły w czasie wojny. Oprócz zdolności artystycznych nasz bohater miał również bakcyla przedsiębiorczości. W Radziwiu dorobił się sporego majątku, posiadał warsztaty budowy statków i berlinek.
Jan Marek Róża Lajourdie zmarł 11 października 1881 roku w Radziwiu i tam został pochowany. Miał 84 lata. Całe życie przyświecały mu słowa, które możemy dziś przeczytać w jego dziele „Regulacja Wisły”: „(...) człowiek jest skazany do pracy, a niewidzialna siła, pod karą zrównania go z bydlęciem, zmusza do wykazywania swej potęgi, przeto w jego własnym interesie leży wykonanie tego mandatu, gdyż podtrzymanie naszego rodzaju i jego udoskonalenie moralne tego wymagają. Nic zatem nie powinno nas odstraszać od przedsięwzięć olbrzymich, które mają na celu stawianie pomników, oraz ich zachowanie w celu przekazania potomności”. Mało jest dzisiaj ludzi, którym przyświecają tak szczytne idee. Jan Marek Lajourdie jest również dzisiaj w toku jednoczenia się narodów europejskich symbolem integracji. To on jako pierwszy zintegrował obydwa brzegi dzisiejszego Płocka mostem, to on również jako pierwszy własnym życiem niejako łączył naród polski i francuski będąc już w XIX wieku prekursorem integracji europejskiej.
Należy również wspomnieć tutaj postać księdza prałata Aleksandra Strużyńskiego – długoletniego proboszcza parafii św. Benedykta w Radziwiu, dzięki któremu dzieje inżyniera Lajourdie nie uległy zapomnieniu. To maszynopis księdza prałata zawierający przepisane z Korespondenta Płockiego „Wspomnienie pośmiertne” posłużył m.in. jako źródło tego szkicu. Ksiądz Strużyński całe życie stał na straży pamięci o swojej małej ojczyźnie Radziwiu i to również dzięki niemu dzisiaj możemy się wciąż czegoś nowego o niej dowiadywać.

Tomasz Piekarski "JAN MAREK RÓŻA LAJOURDIE - MIŁOŚNIK WISŁY, PRZYRODY I WIELKI HUMANISTA" - TMR 2002



O Marku Lajourdie - po lekturze jego dzieła „Regulacja Wisły”

Współczesna rodzina Marka Lajourdie wspomina, że był surowy. I niewiele więcej są w stanie dodać. Spróbujmy, na podstawie pisemnego dzieła jakie nam zostawił, zastanowić się kim był, jaki był. Dzieło jest tak zwarte, tak przemyślane i krótkie, że należy się miarkować, by jego analiza nie była od niego dłuższa.
To, chyba jedyne swoje dzieło, pisał z potrzeby serca i rozumu. Serca - bo polubił Wisłę, rozumu bo opis Wisły traktował jako wstęp do jej regulacji a regulację ze względu na wiele racjonalnych powodów uważał za obywatelski obowiązek (rozumnych obywateli). „Regulacja Wisły” - dzieło o logicznej konstrukcji, zwięzłe, powstało, jak można się domyślać, dzięki licznym notatkom spisywanym skrupulatnie przez wiele lat. Lajourdie w czasie wykonywania swojej pracy zawodowej opisywał, rysował i prawdopodobnie malował rzekę Wisłę. Postrzegał wszelkie niszczycielskie działania rzeki i jako inżynier doszukiwał się ich przyczyn, aby zaproponować rozwiązania okiełznania tego żywiołu. Oprócz własnych spostrzeżeń korzystał z doświadczeń zachodnich, z którymi zapoznał się na studiach i o których wyczytał w literaturze. Wiemy, że sprowadzał z Francji książki i prasę. „Regulację Wisły” napisał po francusku. Należy przypuszczać, że na co dzień posługiwał się językiem polskim i rosyjskim. Myślał jednak po francusku. Jedna strona rękopisu, wyjątkowo, jest napisana przez Lajourdie po polsku. Jest to opis powodzi w głębi kraju. Całość, przetłumaczona na polski, ukazała się w 1884 roku.
Dzieło nie było wydane za życia autora. Trudno jest podać rzeczywisty powód takiego stanu rzeczy. Decyzję podjęły prawdopodobnie jego dzieci i żona po śmierci inżyniera, doceniając znaczenie tej pracy dla kraju.
Badanie, szukanie przyczyn klęsk wodnego żywiołu Wisły to główny motyw tej pracy naukowej - pamiętnika. Siebie nazwał przy tym „badaczem filantropem”. Badacz, który pracuje nie dla sławy, tytułu naukowego, pieniędzy, ale jakby to dzisiaj nazwał, z pasją i społecznie dla dobra ogółu. Robił to metodycznie, naukowo, po inżyniersku. Robił to świadomie nie dla siebie, ale dla naszych rolników, „którzy obecnie spokojnie dostarczają dostatku i dobrobytu całemu narodowi ucywilizowanemu”, lub w innym miejscu „My budujemy koleje żelazne a zaniedbujemy otoczyć opieką nadbrzeżnych rolników, hodowców pożytecznych zwierząt, ludzi właśnie, którzy zaopatrują nasze targi artykułami spożywczymi bez nadmiernego wyzyskiwania mas.” On pragnął otoczyć ich opieką tym, co potrafił najlepiej, wskazaniem sposobów na okiełznanie Wisły.
Bardzo szanował rolników zamieszkujących dorzecze Wisły. W swoich ciągłych wędrówkach po kraju, wzdłuż Wisły, napatrzył się na ich życie. Widział ich zmartwienie po utracie gruntu zabranego przez rzekę. Współczuł i chciał im pomóc. Widział tragedie ludzkie w czasie powodzi. Pisał po klęsce powodzi „Jednak rolnik pracowity, częścią z konieczności, częścią ze skłonności do powiśla, po każdej powodzi o ile może naprawia szkody jakim uległa jego własność, otacza je nowemi płotami, odnawia swe plantacje, domaga się, w nadziei zabezpieczenia siebie od powtórnej klęski, naprawienia grobli i podwaja wysiłki koło naprawy swej ziemi, nadzwyczaj urodzajnej.” Miłość do Wisły, miłość do ludzi. W tych opisach badacz Wisły zamieniał się w humanistę, trafnie oceniając największe grożące tym ludziom zagrożenia.
Marek Lajourdie był typowym francuskim oświeceniowym racjonalistą. W ostatnim rozdziale pisze: „(...) człowiek jest skazany do pracy, a niewidzialna siła, pod karą zrównania go z bydlęciem, zmusza do wykazywania swej potęgi, przeto w jego własnym interesie leży wykonanie tego mandatu, gdyż podtrzymanie naszego rodzaju i jego udoskonalenie moralne tego wymagają. Nic zatem nie powinno nas odstraszać od przedsięwzięć olbrzymich, które mają na celu stawianie pomników, oraz ich zachowanie w celu przekazania potomności”.

Patriota
Relacje ze spotkań z mieszkańcami doliny Wisły, szacunek do ich pracowitości, gościnności i uporu w walce z rzeką, chęć pomocy we wzroście ich dobrobytu (główny powód napisania dzieła) świadczą o poczuciu więzi z nimi. Dzieło „Regulacja Wisły” jest dowodem poświęcenia wielu lat czemuś, co może poprawić los narodu. Odróżniał mieszkańców doliny Wisły i kolonistów. O kolonistach wypowiadał się życzliwie i z szacunkiem. Szczególną troską darzył jednak „mieszkańców tych ziem”. Być może cenzor tego co ukazało się w druku, a książeczka widać, że była ocenzurowana, nie pozwolił pisać słowa „Polaków”.
Opisy przyrody, przepiękne, szczególnie Wisły, świadczą wręcz o umiłowaniu tego kraju.
Francuzi nigdy nie przepadali za Prusakami. Nie jest to z pewnością jedyny powód tego, że z niesmakiem przelicza ile to milionów metrów sześciennych żyznego mułu wzbogaciło Żuławy pruskie zamiast dolinę Wisły wskutek zaniedbania regulacji rzeki. Lajourdie po przyjeździe do Polski nigdy nie odwiedził rodzinnej Francji. Całkowicie oddał swoje talenty i wiedzę nowej ojczyźnie. Prenumerował czasopisma francuskie, sprowadzał książki i kwiaty (informacja od rodziny). Ożenił się z Polką.

Historyk i artysta
Regularnie opływając swój odcinek Wisły, tudzież przechodząc kilkakrotnie wzdłuż niego pieszo, Lajourdie okazał się być też dociekliwym historykiem. Odnajdujemy tu opisy miejscowości, ich rolę w systemie gospodarczym doliny Wisły i kraju w czasach współczesnych autorowi i wcześniej. Lajourdie dociekał zmian koryta Wisły, podawał hipotezy i je udowadniał. W jego dziełku często pojawiają się uwagi natury ogólnej, by nie rzec filozoficznej czy też lepiej historiozoficznej. „Dzieła pożytku publicznego nie mniej przyczyniają się do sławy potężnych mocarzy, jak świetne zwycięstwa” pisze Lajourdie i w kilku miejscach wskazuje przykłady.
W liście (rozdziale) czwartym Lajourdie w pełni ukazał swoją artystyczną duszę. Są tu tak piękne opisy przyrody nadwiślańskiej, że można śmiało powiedzieć, wręcz poetyckie. Szczególnie akapit zaczynający się od słów „Trudno oznaczyć godzinę dnia której należy się pierwszeństwo przy rozkoszowaniu się widokiem pięknych krajobrazów doliny Wisły…” Lajourdie nie tylko widział ale i słyszał. Przekornie można powiedzieć, że nie przeszkadzał mu hałas samochodowy. W tym samym rozdziale czytamy: „Wszystkie te widoki urozmaicają się i przedstawiają obrazy powabne, a przez ruch ludzi przy pracach rolniczych zatrudnionych, przez pieśni orylów tratwy spławiających, oraz przez nieustające wołania sterników owe tratwy przez rafy przeprowadzających, ożywione”. Należy wiedzieć, że Wisłą spływało wtedy kilka tysięcy łodzi, barek, tratew rocznie. I pomyśleć, że pisze to Francuz, inżynier. Takie fragmenty, w których ujawnił się jako człowiek o dużej wrażliwości artystycznej, niczym rodzynki w cieście można znaleźć niemalże we wszystkich rozdziałach. Potrafił malować nie tylko pędzlem ale i słowami. Opis powodzi, jaki w „Regulacji..” znajdujemy, nie tylko sieje grozę, nie tylko po inżyniersku śledzi działanie żywiołu ale ukazuje tragedię ludzi i na dodatek, jak zwykle u niego jest, na swój sposób, malowniczy.
Na przyrodę patrzył z jednej strony jako obserwator-przyrodnik, mamy więc opisy nadwiślańskiej roślinności. Możemy tu zapoznać się z przyrodniczym opisem sochory, pięknego drzewa, którego prawdopodobnie już nie ma. W innym miejscu drzewa ukazane są jako fragmenty obrazu – krajobrazu i tu mamy artystę. Gdzie indziej zaś znajdujemy opis przydatności tych drzew do robót inżynieryjnych.

Inżynier
Lajourdie niewątpliwie był dobrym studentem i później inżynierem. Stale uzupełniał swoją wiedzą. W wielu miejscach odwołuje się do technicznych osiągnięć w historii ludzkości. Często też powołuje się na współczesne mu dokonania inżynierskie na zachodzie Europy.
Z głębi duszy przekonany był jako inżynier, że człowiek wszystko może z przyrodą zrobić. Okiełznać każdy żywioł. „Nic zatem nie powinno odstraszać nas od przedsięwzięć olbrzymich...”
Każde przedsięwzięcie należy jednak dobrze przygotować, zaplanować, skalkulować, zorganizować, uczciwie zrealizować i skontrolować. W „Regulacji…” możemy odnaleźć wiele ciekawych krytycznych uwag co do każdego z tych etapów przedsięwzięcia. Do planowanych przedsięwzięć podchodził jakbyśmy to dzisiaj nazwali systemowo. Regulację Wisły widział jako kompleksowe wykorzystanie wody. Przede wszystkim do użyźnienia i nawodnienia doliny, nie zapominając o usprawnieniu żeglugi. Krytykował koncepcje uwzględniające tylko względy żeglugi. Przed powodziami miały zabezpieczać regulacje górskich potoków, zalesianie tamże stoków, na nizinach poldery, gdzie mógłby osadzać się żyzny muł. Systemowo i ekologicznie. Aktualne do dzisiaj.

Człowiek
Marek Lajourdie miał sprecyzowany stosunek do swej i nie tylko swej, roli w społeczeństwie. „Człowiek musi tworzyć dla człowieka i zachowywać dla człowieka…My należymy do wszystkich i zależymy od wszystkich; my też powinniśmy uwieczniać dzieła, które mają przyczyniać się do dobrobytu wszystkich”. Myśli znane i nie zawsze stosowane. Lajourdie z pewnością robił to co mówił i to nie na pokaz, taki po prostu był.
Lajourdie oprócz niewątpliwego daru obserwacji miał też poczucie humoru. Pisze „Tak rozmyślając przybyłem do Ciechocinka, celu mej podróży, postępując jak leniwe dzieci, które idąc do szkoły wybierają najdłuższą drogę”. Na jedynej zachowanej fotografii odnosi się wrażenie jakby chciał kpiarsko powiedzieć „nie zależy mi na tym, ale skoro tak bardzo chcecie zrobić mi zdjęcie to proszę bardzo, nie będę się bronił, byle szybko, mam mało czasu”.
Jan Marek Róża Lajourdie zmarł 11 października 1881 roku w Radziwiu i tam został pochowany. Miał 84 lata.

Bogusław Osiecki
Artykuł ukazał się w Sygnałach Płockich nr 17(96) w grudniu 2003r.